Personalia: Sans. Dla przyjaciół Sans. Dla nieprzyjaciół też Sans. Prawdziwie Sansacyjna persona!
Rasa: Potwór – szkielet
Wiek: Na ludzkie pewnie gdzieś over twenty i under thirty x ilość linii czasowych, których do tej pory był już świadkiem. Dawno przestał liczyć prawdę powiedziawszy, a nawet gdyby chciał, nie byłby chyba w stanie tego dobrze oszacować. Jest on jednak w pełni dojrzałym potworem z nieskromną dozą doświadczenia życiowego w zapasie i niech nie zwiedzie nikogo jego mikry wzrost!
Miejsce zamieszkania: Slumsy. Dzieli mieszkanie ze swoim bratem Papyrusem.
Zawód lub miejsce pracy: Tu i tam pojawia się ze swoimi hot-dogami i hot-catami, ewentualnie innymi, niezdrowymi przekąskami. Częściej jednak zastanie się go tam drzemiącego niż rzeczywiście ciężko pracującego. Od czasu do czasu można natknąć się na niego, gdy usiłuje sprzedać coś po zawrotnych cenach, najczęściej rzeczy absolutnie bzdurne i niepraktyczne w danym okresie czasu, takie jak śnieg w zimie, czy deszczułkę po deszczu. Bardziej nieoficjalnie i po cichu handluje na boku informacjami.
Wygląd: Jaki koń jest każdy widzi. Choć w tym akurat przypadku nie tyle o konia, co o humanoidalnego, grubokościstego szkieleta chodzi. Gdyby go rozebrać z wiecznie znoszonej, grubej, niebieskiej bluzy z kapturem, szarej koszulki, czarnych szortów z modnie podrabianymi, adidasowymi paskami i nieprzyzwoicie puchatych, różowych kapciochów (okazjonalnie trampków), ludzkie dzieci mogłyby się w szkołach uczyć na nim anatomii. A sprawa byłaby dla niech o tyle prostsza, że szkielet ten nadmiernym wzrostem nie grzeszy – coś niecoś może ze 165cm będzie. Inna zgoła kwestia, że Sans ze swoich ciuchów niezbyt chętnie wyskakuje nawet wtedy, gdy trzeba walnąć się na wyrko. Że niby to jakiś wielki problem spać w ciuchach? Pff! Nie dla niego! Wyżej wymieniony zestaw ubrań pozostaje jego standardowym i rzadko zmienianym. Zdarzy się jednak, że w głębokich odmętach szafy, tudzież którejś z licznych stert piętrzących się w rogach jego pokoju, znaleźć można te nieliczne zamienniki. Naturalną koleją rzeczy rzadko odchodzą stylem bądź kolorystyką od oryginalnego kompletu, a kupione zostały najpewniej tylko i wyłącznie za sprawą realnej obawy przed misjami wypadowymi Papyrusa, organizowanymi randomowo w celu pozbierania rzeczy do prania. Oh, racja! Są jeszcze oczywiście skarpetki. CAŁA. MASA. SKARPETEK. Rzadko miewają pary i jeszcze rzadziej przyozdabiają Sansowe stopy. Z jakiegoś powodu wolą walać się po całym domu szkielecich braci, co młodszego z nich przyprawia o białą gorączkę.
Jakkolwiek przerażająca może wydawać się wizja samodzielnie poruszającego się szkieletu, gdy powierzchownie spojrzeć na Sansa nie da się nie odnieść wrażenia, że najprawdopodobniej stanęło się właśnie przed jednym z najsympatyczniejszych spośród potworzego rodzaju. Pełnym uśmiechem bieluchnych zębów dzieli się ze wszystkimi i z każdym z osobna. Nawet tym spośród mieszkańców Podziemia znającym go nie od dzisiaj ciężko byłoby wyobrazić sobie moment, w którym szeroki wyszczerz nie obejmowałby sprawiającej wrażenie pucułowatej, Sansowej twarzy. Nawet gdyby zresztą jej właściciel chciał, niekoniecznie wiedziałby jak zmienić pielęgnowany przez lata oraz stulecia wyraz. Potrafi natomiast sprawić, by jego uśmiech był bardziej lub mniej przyjemny i sympatyczny, czasami wręcz przerażający w realnym, choć rzadko przejawianym gniewie lub złości, aczkolwie kompletne pozbycie się go z twarzy wydaje się życzeniem niemożliwym do spełnienia.
Duże, wypełnione głęboką czernią oczodoły odznaczają się drobnymi, ruchomymi, świecącymi na biało punkcikami, które dla potwora jego rodzaju stanowić mogą coś na kształt źrenic. W zależności od stanu emocjonalnego, mogą powiększać się, rozszerzać, jaśnieć lub zupełnie znikać. Bywa też w przypadku samego Sansa, że biały punkcik lewego oczodołu nabiera bardzo ludzkiego wyglądu w trakcie używania przez niego magii. Wówczas to „źrenica” staje się czarna, zupełnie jak u większości istot organicznych/magiczno-organicznych, z otaczająca ją "tęczówką" mieniącą się kolorami złota i błękitu.
Charakter: Sucharmistrz to jego drugie imię. Pierwszym pewnie byłoby „lenistwo”, gdyby trochę wcześniej wiedziano na kogo toto wyrośnie. Wszelkiego rodzaju suchary (zwłaszcza te o szkieletach) ma w kościach małego palca, podobnie zresztą jak dopracowaną do perfekcji, zawsze niezawodną i nieocenioną umiejętność zasypiania w każdym miejscu i o każdej porze dnia, a już najlepiej w trakcie pracy.
Dzięki swojemu luźnemu podejściu oraz postawie, łatwo przychodzi mu zaskarbianie sobie ogólnej sympatii otoczenia. Zawsze chętnie udzieli dobrej rady, poklepie po plecach jeśli trzeba i rozgoni napiętą atmosferę jednym ze swoich okropnych dowcipów. W każdym razie dopóki nic go to nie kosztuje, zawsze może spróbować, racja? Jakkolwiek jego chęci do tego zdają się dużo mniejsze niż dawniej. Oh nie, to nie tak, że jego osobowość jakoś drastycznie się zmieniła! Nie na pierwszy rzut oka w każdym bądź razie. Może lepiej więc nie dociekać nadmiernie? Pozwolić mu w spokoju na bycie ulubionym bywalcem Grillbiego i serdecznym kumplem każdego, kto tylko sobie tego zażyczy? Potworem o opiekuńczych skłonnościach w stosunku do najbliższych oraz kochającym się w gwiazdach, motoryzacji, fizyce kwantowej, matematyce i masie naukowych bzdetów nerdem? Na pewno byłoby diabelnie miło i uczynnie. Jeszcze milej, gdyby zamiast udawać, mógłby pozostać takim bez wymuszania na sobie większości zachowań oraz odruchów.
W dalszym ciągu stara się utrzymywać pozory, choć przychodzi mu to dużo ciężej niż za poprzednich linii czasowych. Wszystko z winy ostatniego Resetu, który tym razem całkiem skutecznie namieszał w jego wspomnieniach. Bywa iż nakładają się one na siebie, tworząc zupełnie nieścisłą chronologię, przez co Sans niezamierzenie myli wątki w trakcie prowadzonych rozmów lub zaczyna robić coś zupełnie innego niż początkowo zamierzał. Podczas gdy jednym razem będzie śmiał się wspólnie z innymi potworami z jakiegoś bardzo złego żarciku, innym doprowadzi to samo towarzystwo do niezręcznej ciszy, zaczynając wspominać zdarzenia, które nigdy nie miały dla nich miejsca. Jakkolwiek wybitnego umysłu by nie był, nie zawsze jest w stanie odróżnić jedno wspomnienie od drugiego ani nawet powiedzieć, czy rzeczywiście do niego doszło. Bo czy mógł ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że nie zostało ono w jakiś sposób zmodyfikowane? Przekształcone? Przekłamane? Że w ogóle należało do NIEGO? Dużo częściej wpada przez to wszystko w nerwowość, pogłębiając skrywaną od dawien dawna depresję. Nie umie i nie chce dzielić się swoimi problemami z nikim, ponieważ jakkolwiek zgorzkniały by nie był w środku, nie życzy nikomu podobnego losu. Brak możliwości zrzucenia z siebie części balastu bynajmniej nie pomaga w zregenerowaniu psychiki, przez co zmęczenie dopada go teraz dużo intensywniej niż zazwyczaj, a mary senne pojawiają się częściej niż dotychczas. Trudno sobie wyobrazić rozmiar frustracji w stosunku do samego siebie, kiedy nie jest się w stanie odróżnić jednej rzeczy od drugiej, niezależnie od chęci i starań.
Pomimo swojej deklaracji nieangażowania się zbytnio w to co dzieje się dookoła niego, często działa w cieniu poza kulisami. Nie żeby zaczął łudzić się, że jego starania nie pójdą tym razem na marne, bo przecież i tak pójdą prędzej czy później, jednak opcja pozostawania biernym do czasu nastania kolejnego Resetu wydaje się jeszcze bardziej przytłaczająca. Jeśli nie dla siebie, może przynajmniej wysilić się dla Papyrusa. Przestało zatem mieć znaczenie ile sensu faktycznie mają jego akcje, dopóki jest w stanie stworzyć tym sposobem bezpieczniejszy świat dla swojego drogiego brata. Prędzej czy później świat znowu zostanie przywrócony do stanu początkowego – to nie ulegało w jego mniemaniu wątpliwości. Jeśli nie dziś, to jutro. Jeśli nie jutro, to pojutrze. Za tydzień, za miesiąc, może dopiero za 10 lat, ale i tak zostanie. Jest o tym świecie przekonany, bo zbyt schrzaniło się po drodze. Zbyt wiele majstrowano przy czasie i… przy tym wszystkich rzeczach, które nigdy nie powinny być ruszane ni ludzkimi, ni potworzymi rękoma.
Papyrus jest dla niego obecnie jednym powodem do dalszego funkcjonowania oraz jakiejkolwiek egzystencji wbrew wszelkim kryzysom. Prawdę powiedziawszy nabawił się na jego punkcie pewnego rodzaju obsesji, która często każe mu sprawdzać z ukrycia, czy brat aby na pewno jest cały i zdrowy. Coś na kształt stalkingu. Nigdy nie można być pewnym kiedy patrzy, kiedy obserwuje, a biada tym, którzy w jego obecności spróbują podnieść rękę na młodszego kościeja. Koniec końców, niezależnie od tego jak sympatycznie by nie wyglądał, Sans potrafi stać się w ułamku sekundy największym koszmarem sennym, a wtedy jego brutalność nie zna żadnych granic.
Historia:Czy jego historia rzeczywiście ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Jasne, gdyby mógł, chętnie utknąłby wspomnieniami w czasach sprzed pierwszego Resetu. Zanim to wszystko zaczęło się chrzanić, zanim przestało mieć jakikolwiek sens.
Jedynym co trzyma go jeszcze przy zdrowych zmysłach, to jego brat. Tylko jego niewinny uśmiech wciąż sprawia, że Sans nie ma ochoty zwrócić zawartości nieposiadanego żołądka za każdym razem, kiedy patrzą na niczego nieświadome niczego twarze i pyski otaczających go ludzi oraz potworów. Poza Papyrusem nikt nie wyglądał już nawet w jego oczodołach zbyt realnie. Bycie świadomym linii czasowych oraz posiadanie zdolności zapamiętywania ich, stanowi raczej klątwę niźli zdolność. Zwłaszcza gdy wspomnienia stają się niespójne.
Obecnie nie jest pewien, czy jako dzieci wraz z Papyrusem mieli normalną rodzinę, czy byli raczej wynikami eksperymentów. Nie jest w stanie powiedzieć na pewno i nie stara się tego prawdę powiedziawszy uporządkować, ponieważ żadna z opcji nie przynosi pozytywnych wrażeń. Jest natomiast pewien, że jeszcze będąc młodym wyrostkiem zabrał swojego brata z miejsca, w którym działy się złe rzeczy. Pamięta bycie naukowcem oraz obiektem. Pamięta lub kojarzy wiele nieprzyjemnych oraz tych absolutnie świetnych rzeczy, których niestety nie umie umiejscowić. Jego dzieciństwo było trudne. Tego jest absolutnie pewny. Musiał wiele poświęcić, żeby wychować brata, trzymać go z dala od kłopotów, znaleźć im nowy dom w Snowdin... Wbrew opinii arcylenia, to on zdobywał pieniądze na wiele rozmaitych sposobów, żeby on i Papyrus mogli wieść normalne życie. W każdym razie aż do czasu pojawienia się w Podziemiu małego człowieka imieniem Frisk.
Po długich namowach zaginionego ex-króla oraz Alphys, zgodził się pomóc w stworzeniu Działa, które później uwolniło potworzą rasę od bariery. Od tego czasu stara się jednak zbytnio nie maczać kości w naukowych bzdetach, bojąc się wkręcić w ten "nałóg" raz kolejny, a gdy raz zacznie, bardzo ciężko mu od tego odstąpić.
Być może gdyby nie miszmasz w jego głowie, naprawdę mógłby cieszyć się tak jak inni nowymi możliwościami jakie daje im powierzchnia? Nawet jeśli nie jest idealnie, otrzymali swoją wolność. Nieidealną, ale zawsze.
Dużym plusem było uleczenie przez Reset jego mizernej ilości zdrowia. Obecnie jest na tym samym poziomie co każdy inny potwór, choć trudno powiedzieć, czy jego wytrzymałość fizyczna nie jest gorsza. Nie miał dotychczas okazji przekonać się na własnych kościach.
Ostatnimi czasy nieco przesadza z doprawianym ketchupem, który pomaga mu choć na chwilę zapomnieć o świecie dookoła.
Dodatkowe informacje/zainteresowania/ciekawostki*- Skrycie uwielbia wszelkie ciasta i ciasteczka. Sam potrafi całkiem nieźle piec, ale z jakiegoś powodu niezbyt często to robi. Może nawet na to jest zbyt leniwy.
- To nie tak, że nie trawi włoskiej kuchni czy coś w ten deseń. Po prostu… Ile razy w ciągu dnia można jeść w kółko spaghetti?
- Ketchup nadal stanowi jego jedyną i najprawdziwszą miłość. Może dodawać go do wszystkiego.
- Potrafi grać na puzonie i idzie mu to całkiem nieźle, choć pierwotnie nauczył się tego tylko po to, aby drażnić brata. Zna też podstawy gry na gitarze.
- Ma słabość do wszelakich Fastfoodów i innego niezdrowego jedzenia.
- Przeniósł rzeczy z piwnicy ich starego domu w Snowdin do swojego pokoju na powierzchni i czasami tylko jeszcze podkręca jakieś śrubki w zakurzonej, nie mającej prawa działać maszynie, szkicując plany mechanizmów, których nigdy nie skonstruuje czy robiąc poprawki do tych starszych spośród nich.
- Częściej niż dawniej upija się u Grillbiego tylko po to, aby brat musiał go później dotachać do domu.
- Trudno go zdenerwować czy sprowokować do jakiegokolwiek ambitniejszego działania, ale powiedz jedno, niewłaściwe słowo na temat jego brata, a będziesz miał ZŁY CZAS.
- Jak na szkieleta, ma zaskakująco dużo dobrych znajomych wśród psowatych potworów.
***Przedmiot startowy: Różowe papucie - puchate, antypoślizgowe i niezawodne! Nie spadają ze stóp, dopóki ich właściciel sobie tego nie zażyczy! Sans nie potrafił się ich pozbyć, choć z pewnością pachną znoszonym pluszem. Jak na szkieleta, jest dużo bardziej sentymentalny niż można by zakładać.
Nosząc je na sobie, Sans otrzymuje +1 do kości przy rzutach na uniki. Bonus nie liczy się, kiedy wyrzucone zostanie krytyczne niepowodzenie (1 na kości) lub gdy brakuje +1 na kości do krytycznego powodzenia.
Zdolności:Teleportacja – bo po co chodzić, kiedy można się teleportować? Oszczędność czasu i energii! Sans korzysta z tej zdolności odkąd tylko pamięta. Już za dzieciaka potrafił przenieść się na szczyt kuchennej szafki, aby dorwać się do słoika z ciasteczkami.
Sans może się teleportować przez 3 posty, po czym musi odpocząć 2 kolejne. Jeśli chce ponownie teleportować się zaraz po odpoczynku, musi wykonać rzut kością (hehe) na staminę. Jeśli wynik jest mniejszy niż 6 oczek, musi odpocząć jeszcze jeden, karny post (w sumie 3 posty odpoczynku) nim ponownie będzie zdolny do teleportacji, tym razem bez potrzeby rzutu na wytrzymałość.
Bones – kości jak kości! Kości z natury są twarde. Bo zdrowe i pełne szpiku! Oraz odrobiny magii rzecz jasna. Sans opanował tę zdolność do perfekcji, potrafiąc wykorzystywać je na wiele sposobów. Możliwości są praktycznie nieograniczone, ponieważ potrafi je dowolnie formować bądź kreować z nich dowolne twory.
4 posty użycia, 3 odpoczynku.
Blue – bezpośrednie przejęcie kontroli nad ciałem drugiej osoby. Naturalnie nie musi być to stosowane we wrogich zamiarach, aczkolwiek gdy już do tego dojdzie, o Gwiazdy, dopomóżcie! Jest w stanie wówczas do woli miotać przeciwnikiem – góra, dół, lewo, prawo! Jedna ściana, druga ściana, podłoga i sufit! I wszystko pięknie wytarte! Rzecz jasna kosztem twarzy i reszty ciała, ale to tam takie niezbyt istotne szczegóły.
Ingerencja w ciało drugiej osoby może trwać max 2 posty (zazwyczaj jednak trwa tylko 1 post), po czym następuje przerwa 4 postów.
Relacje:*
Papyrus – ukochany, młodszy braciszek i najbardziej klawy koleś w całym uniwersum albo i dalej! Wręcz nie sposób go nachwalić, nawet jeśli jest przerażająco naiwnym i zbyt dobrym jak na ten świat potworem. Sans uwielbia droczyć się z nim swoimi sucharami. Ma też obsesje na punkcie jego bezpieczeństwa. Boi się, że jakiś człowiek podniesie na niego rękę, kiedy nie będzie go akurat w pobliżu, dlatego stara się na zbyt długo nie spuszczać go z oczodołu.
Toriel – opiekunka Ruin, stara przyjaciółka Po-Drugiej-Strony-Wrót i naprawdę wspaniała królowa. Jej zamiłowanie do kiepskich żartów sprawiło, że Sans wprost nie był w stanie od razu jej nie polubić. Nadal często ją odwiedza.
Asgore – Król-Ciepła-Klucha, jak ma po cichu zwykł go nazywać. Ogólnie to dobry z niego gość. Popełnił w życiu kilka błędów, ale Sans nie jest w stanie go za to krytykować. Kiedyś dla niego trochę pracował. Odwalał brudną robotę. Hej! Trzeba było za coś wychować Papiego, ‘kay? Mimo całej swojej sympatii dla króla, Sans nie przejął się zbytnio jego zniknięciem. Po prostu przyjął je do wiadomości.
Undyne – najlepsza rybia towarzyszka o jakiej można marzyć! Trochę przesadnie jak dla niego energiczna i głośna, ale Sans wiele jej zawdzięcza. Głównie przez wzgląd na Papyrusa.
Nadal celowo ucina sobie drzemki na trasach jej obchodów po slumsach. Ot tak dla dostarczenia sobie rozrywki przez wyprowadzanie jej tym z równowagi.
Alphys – ciągnie swój do swego, jak mawia słynne, ludzkie przysłowie. W wypadku Alphys i Sansa sprawdza się to w 100%. Szkielet wielokrotnie użyczał jej swojego intelektu w rozwiązaniu niektórych spraw. Pomagał odnaleźć się w roli Królewskiego Naukowca i udzielał cennych rad. Chętnie urządzali sobie czasami wieczorki przy zupkach chińskich i grach wideo, jak na prawdziwych nerdów przystało!
W.D. Gaster – . . .
Woli o tym nie rozmawiać.
Choć ceni go jako wybitnego naukowca i to z pewnością właśnie jemu zawdzięcza swoje własne zamiłowanie do nauki, jak i większą część posiadanych obecnie zdolności, nie jest w stanie skojarzyć z nim żadnych ciepłych uczuć zarówno z oryginalnej linii czasowej jak i obecnej. Akurat jego w sporej mierze pamięta zaskakująco dobrze i przejrzyście, tak jak i większość eksperymentów w jakich brał za jego sprawą udział. Nigdy rzecz jasna nie powiedziałby, że nie było warto. Zbyt wiele od tego zależało.
Frisk – stara się… mieć oczodoły dookoła czaszki na wypadek, gdyby dzieciak znowu pojawił się w okolicy. Mieli bardzo skomplikowane relacje. Kiedyś Sans nawet uważał dzieciaka za przyjaciela, ale zbyt wiele między nimi zaszło.
Chara - … <- nie trzeba chyba niczego dodawać? A tak szczerze, dopóki nie podnosi swojego ostrza na Papiego, może ją śmiało ignorować. Gdziekolwiek się obecnie podziewa rzecz jasna.
Grillby – świetny kumpel i najlepszy barman zarówno w Podziemiu, jak i na Powierzchni! Serio! I wcale nie uważa tak tylko dlatego, że liczy na to, że ten pewnego dnia anuluje jego zeszyt zadłużeń! …No może troszeczkę ma tylko nadzieję.
Bywa iż zwierza mu się przy sbutelce mocniejszego ketchupu. Jest jedną z niewielu osób, które mógłby nazwać przyjacielem.
Johnny - ciekawy dzieciak, z którym miał okazję czasami wyskoczyć na żarełko do Grillby'ego. Sans monitorował jego ciało jeszcze przez pierwsze miesiące, które ten spędził w śpiączce. Ponoć zniknął zaraz po wybudzeniu się, ale tego już nie doczekał, ponieważ wcześniej porzucił chęć dalszej pomocy.
Kojarzy praktycznie wszystkie potwory, a potwory zazwyczaj kojarzą i jego!LOVE: None. Nie w tej linii, aczkolwiek byłby skory to najgorszego, jeśli tylko ktoś zagroziłby jego bratu.